czwartek, 28 sierpnia 2014

Rozdział 3


-Hej, laski! Znowu jestem ostatnia?-krzyknęła Zuza, wysiadając z samochodu.
-Nie, czekamy jeszcze na kogoś. Od kiedy jeździsz Matizem?-spytała Blanka, wskazując na odjeżdżające auto.
-A, to Anka. Ja w życiu nie kupiłabym Daewoo… nie pogięło mnie jeszcze. Ej, na kogo jeszcze czekamy? Lena i tak podobno miała się spóźnić.
-Ale jednak się wyrobiłam.-zza grupy rozchichotanych dziewczyn wychyliła się szatynka.-Cześć, siostra.-dodała, obejmując kuzynkę ramieniem.-Ej, właśnie, Ruda, kto ma jeszcze przyjść?
-Od razu zastrzegam, że to nie było planowane, ale prawdopodobnie dołączy do nas kilku panów.
-Łooooł… Blan, zaskakujesz!-zdziwiła się jedna z przyjaciółek rudowłosej.
-Właśnie, od kiedy Ty masz kolegów?-zaśmiała się Zuzka.-Oj, już po czasie. Chodźcie, pewnie nie przyjdą.
-Ej, mam kolegów! Choćby w pracy!
-Ta, wszyscy żonaci…-zadrwiła Lena.-Dobra chodźcie, nie ma sensu czekać. Wódka się grzeje na tym słońcu!-zarządziła Basaj. Cała grupa ruszyła za nią.
-Zawsze wiedziałam, że z nas wszystkich to Ty jesteś największą alkoholiczką!
-Blanka, mów za siebie. Ja jestem grzeczna!-zarzekała się najmłodsza.
-Ej, dziewczyny, nie widziałyście tutaj przypadkiem takiej rudej? Mieliśmy się tu spotkać, zaprosiła mnie i kolegów na grilla.-do grupki zbliżyło się duże, czarne Volvo. Przez szybę wyglądał Bartek. Zwracał się wprost do Blanki.
-Witaj, piracie drogowy. Nie spodziewałam się, że przyjedziesz.
-Nigdy nie odrzucam zaproszeń na imprezy do pięknych pań.-odparł, szczerząc się bardziej niż zwykle.
-Dokładnie. Bartek zawsze lubił babskie imprezy.-wyśmiał go brunet prowadzący samochód.
-Blanka, wiesz, kto to jest?-Zuza wyszeptała tak, by tylko rudowłosa mogła je usłyszeć.-To MICHAŁ WINIARSKI!-entuzjazmowała się blondynka. -I wiesz, on jest siatkarzem!
-Lala, ja dobrze wiem, kim on jest. Od dziecka oglądam siatkówkę. Ale dziwię się, że Ty to wiesz.
-Byli u nas wczoraj z całą drużyną. Orlen Trefl Gdańsk, czy coś...
-Lotos trefl Gdańsk-poprawiła ją Ruda.
-Blan... Skad ty ich w ogóle znasz?
-Spisywałam dzisiaj Bartka. Przez niego nie zdążyłam zajść do Dominika po te płytki.
-Ej, chłopaki, macie jakąś dobrą muzykę? Bo Blanka za późno służbę skończyła i nie zdążyła załatwić płyt.
-Mam trochę Dżemu, jeśli wam odpowiadają takie klimaty.-odparł Winiar, wciąż jadąc z tą samą prędkością, co dziewczyny.
-Ej, laski, ja was zostawię na chwilę, bo głupio tak przyjść na imprezę z pustymi rękami, a nie zdążyłam zrobić zakupów.-krzyknęła idąca przodem Lena. Dopiero wtedy blondynka i ruda zorientowały się, że koleżanki znacznie je wyprzedziły.
-Jasne, leć. Pamiętasz, jak dojść? Dwieście metrów stąd jest polna ścieżka w lewą stronę, potem… czwarta działka, niebieska brama...-wytłumaczyła drogę i machnęła ręką do chłopaków, by ruszyli przodem.-Brama jest otwarta, już tam byłam, możecie spokojnie wjechać...-dodała, nim odjechali.
-Jesteśmy!-krzyknęły dziewczyny dziesięć minut później. Wchodząc przez furtkę na działkę zobaczyły zataczających się ze śmiechu Michała, Bartka i Krzyśka Wierzbowskiego, oraz wyglądającego na zdenerwowanego bruneta stojącego tyłem do nich.
-No nie! Moje nowe buty!-jęknął chłopak. Mówił z dziwnym akcentem. Gdy dziewczyny zbliżyły się do panów, Blanka rozpoznała w brunecie bułgarskiego przyjmującego.
-Nikolay Penchev?-spytała, jakby niedowierzając, że na jej imprezie pojawił się jeden z najlepszych-jej zdaniem-siatkarzy na świecie.
-Tak. Mogłaś powiedzieć, że masz tu ten... Jezioro…
-Chyba oczko wodne?-poprawiła go Dorota, najstarsza z dziewczyn.
-Yy... no tak... zabrakło mi słowo.
-Jezioro też tu jest. Tą drogą do końca.-wytłumaczyła Zuza, wracając z altanki, w której zostawiła dwie wielkie siatki z zakupami.
-Wpadłem do tego oka. A oko to nie jest na twarzy?
-Ech, widać, że nie Polak. Jeszcze nic nie pił, a już jest pijany!-skwitował Winiar.
-No... zatacza się i coś bełkocze.-zaśmiała się Blanka, wyjmując z bagażnika zgrzewkę napojów.
-Ej, nie śmiejcie się ze mnie.
-Właśnie, nie śmiejcie się z niego. Nikuś, kochanie, ja ci wszystko wyjaśnię.-Bartek zarzucił mu ramię na bark i rozpoczął przyspieszony kurs języka polskiego.
-Hej, ludziska, już jestem!-krzyknęła Lena, wkraczając na działkę z dwiema reklamówkami w rękach.
-Uważaj na oko!-krzyknął Nikolay, widząc, że idzie wprost przed siebie, nie patrząc pod nogi.
-Co?-spytała zaskoczona, nie rozumiejąc, co Bułgar ma na myśli.
-STÓJ!-wrzasnął na sekundę przed tym, jak dziewczyna weszła wprost do oczka wodnego.
-Kurwa, czego mnie nie ostrzegliście?-wydarła się oburzona, wypuszczając z dłoni jedną z reklamówek.-Dobrze, że w tej miałam akurat piwo.-westchnęła, próbując wyłowić pływające po powierzchni puszki.
-Niko, pomógłbyś koleżance, w końcu sam też jesteś już mokry.-zaproponował Winiar, popychając kolegę w stronę oczka. Bułgar podszedł do brzegu oczka, rozsznurował i zdjął buty oraz skarpetki.
-Moje nowe najki...-jęknął.
-Najki noszą dupodajki-stwierdziła Lena, wzruszając ramionami.
-Co ona powiedziała?-spytał Penchev, nie rozumiejąc z czego reszta się śmieje. Bartek próbujący rozpalić grilla, zanosząc się śmiechem omal nie rozbił sobie głowy, Blanka potknęła się i wylała pół puszki piwa prostu na torbę Anki.
-Całe szczęście, że jest wodoodporna-stwierdziła. Wywołało to kolejny wybuch śmiechu wśród zebranych.
-Szkoda, że moje buty nie były wodoodporne.-westchnął Nikolay, wydobywając ostatnią puszkę piwa z oczka.
-Blanka, weź mi wytłumacz, dlaczego tu, gdzie była huśtawka teraz jest oczko?-zainteresowała się Basaj.
-Dawno cię tu nie było po prostu-skwitowała Zuzia, rozstawiając naczynia na stole.-O, Aniu, zrobiłaś tę świetną sałatkę!-ucieszyła się, zdejmując opakowanie z pudełka.
-Właśnie! Tam w tej niebieskiej torbie jest jeszcze jedna!-krzyknęła Dominika, wychodząc za Dorotą z domku.
-Ej, Winiar, otwórz mi samochód na chwilę!-poprosił Niko, który idąc przez trawnik niósł w rękach swoje cenne najki.
-W walizce mam gdzieś drugie buty.
-Ty, ile Ty chcesz tutaj zostać, że z walizką przyjechałeś?-zapytał Gawryła, wychylając się zza grilla.
-No co? Michał mnie prosto zabrał z lotniska!-bronił się Penchev.
-A ty, grillmanie rozpaliłeś już grilla?-spytał Winiar, otwierając bagażnik.
-Yy... Pracuję nad tym.-jęknął Bartek, przeczesując dłonią włosy.
-Czyli, że mnie potrzebujesz. Jestem mistrzem w rozpalaniu… grilla oczywiście-dodał, gdy Gawryszewski spojrzał na niego jak na idiotę.
Kiedy dziewczyny skończyły przygotowywania, węgiel w grillu żarzył się na czerwono, na ruszcie piekły się mięsa i warzywa różnej maści, z samochodu Winiara dobiegały największe hity Dżemu, a zza stołu wstał Bartek, otwierając butelkę Żołądkowej, impreza powoli zaczęła się rozkręcać. Kieliszki nieustannie napełniane były czystą, a towarzystwo stawało się coraz weselsze.
-Dziewczyny, a skąd wy tak w ogóle się znacie?-spytał Winiar, rozlewając wódkę do kieliszków.
-Ja, Lena i Blanka jesteśmy kuzynkami… Ania pracuje razem z Blanką, a Dorota z Dominiką mieszkają naprzeciwko mnie.-wytłumaczyła szybko Zuza, sięgając po chipsy.-Bartek, sprawdziłbyś, czy kiełbaski są już gotowe?-spytała bruneta, upijając łyk Perły.
-Właśnie. Ja zjadłabym skrzydełko z kurczaka.-dołączyła się Ruda.
-Za te dziesięć punktów? Zwariowałaś!-zaśmiał się, wstając zza stołu.
-Dobra, to nie chcę.-odparła, sięgając po kiszonego ogórka.
-Bartek, nie spodziewaj się, że Blanka będzie się z Tobą przekomarzać. Nie ona.-uświadomiła go Lena.-Ale wiesz, mi mógłbyś przynieść szaszłyk. Ja Ci mandatu nie wlepiałam.-dodała, klepiąc rękę Nikolaya, który próbował ukraść jej grillowany chleb.-Moje, nie ruszaj, bo będzie z Tobą źle…-zagroziła szatynka, otwierając ketchup, by polać chrupiącą kromkę. Przełamała ją na pół i połowę oddała Penchevowi.
-Komu kiełbaskę?-spytał Bartek, kłapiąc szczypcami do mięsa. Od strony stołu posypały się zamówienia.
-Nie wiem, jak wy, ale ja bym zatańczył.-stwierdził Winiar dopijając piwo.
-Pij, nie pierdol-odparł Niko, któremu wraz z wypitym alkoholem przybywało polskich powiedzeń.
-Ania?-niebieskooki zwrócił się do siedzącej obok niego dziewczyny.-Zuza? Blanka? Ktokolwiek?
-Jasne. Ja.-zadrwił Bartek, otwierając kolejne piwo.
-Sorry… na tańce z Tobą jestem jeszcze za trzeźwy… no, Zuziaaaa… widzę, że też chcesz zatańczyć.-jęknął, wyciągając rękę do siedzącej naprzeciw niego blondynki. Ogrodniczek niechętnie podniosła się z ławki i ruszyła za przyjmującym na prowizoryczny parkiet utworzony na podjeździe. Właśnie zaczynało się „Do kołyski”.
-Wiedziałeś, jaka piosenka się teraz zacznie!-warknęła Zuzka, zaplatając ręce na szyi Michała, choć nie było to łatwe. Dłonie siatkarza zatrzymały się na jej talii. Wsłuchując się w słowa piosenki dosłownie kołysali się nawzajem.
Przy stole natomiast narodził się zupełnie inny pomysł.-Ej, Blan, nie masz tu gdzieś piłki do siatki?-spytała Lena, podnosząc się z ławki i opierając o ściankę altany.
-A co chcesz zagrać?-na pytanie Gawryły szatynka kiwnęła głową.
-Nie wykorzystać okazji, by zagrać z profesjonalistami? Musiałabym być głupia!
-Winiar ma. Zawsze wozi ze sobą Mikasę. Tylko nie wiem, czy ją znajdę, bo ostatnio zmieniał samochód.-brunet ruszył w stronę Volvo kumpla.-Mam!-krzyknął chwilę później.-Hop, hop! Zakochańce, gramy w siatę, dołączycie się?
-Bartuś, nie pij więcej… masz urojenia-stwierdziła Zuzia, zdejmując buty.
-Ej, Ty… schlałaś się?-spytał środkowy, patrząc na nią jak na wariatkę.
-Spróbuj grać w siatkę w koturnach, to pogadamy!-urwała dyskusje i wyjęła z torby baleriny.-Lepsze to niż nic.-stwierdziła, zakładając płaskie buty.
-Dobra, nie marudzić, idziemy grać.-zarządził Niko.
-Ej, a masz tu w ogóle siatkę?-upewnił się Michał, idąc za Blanką.
-Jakbym nie miała siatki, to chyba bym wam powiedziała.
-No dobra. Jakie składy?
-Zakochańce, Niko, Lena i Dorota po jednej stronie, a po drugiej ja, Ruda, Wierzba, Dominika i Ania.-zarządził Gawryła.
- Mi to pasuje. Zaraz… Ty i Blanka? Gawryła, i kto tu się zakochał?-zaśmiała się Zuzia.
-Ej, to policjantka! Niebezpieczna jest. Idealna atakująca!-stwierdził pewny siebie Gawryła. Ogrodniczek tylko prychnęła w odpowiedzi.-Dobra, mamy mocniejszy skład, zaczynajcie.
-Zuza, zagrywaj!-Lena podała kuzynce piłkę.
-Zuzka, mogłaś powiedzieć, że tak dobrze grasz. Ustawiłbym inne składy!-jęknął Gawryła po trzecim asie serwisowym blondynki.
-Nie pytałeś, kolego.-odparła dziewczyna, podrzucając piłkę. Tym razem Krzysiek przyjął zagrywkę, Ania dograła ją do Dominiki, która skończyła akcję.
-Ha! Mamy pierwszy punkt. Ania, pokaż im, jak się zagrywa!-Wierzba podał piłkę dziewczynie. Piłka trafiła w górną taśmę, lecz szczęśliwie dla drużyny Gawryły spadła po drugiej stronie. Kolejna zagrywka Ani, Lena przyjęła na drugą stronę, Bartek odbił piłkę odrobinę za mocno w stronę Blanki, która nie zorientowała się w sytuacji i dostała piłką w twarz. Uderzenie powaliło zamroczoną alkoholem dziewczynę na plecy.-Cholera… mój łeb!-jęknęła, przykładając dłoń do czoła.-Kurwa, krew!-krzyknęła, czując lepką ciecz na dłoni.
-Blan, weź się nie zgrywaj!-warknęła Lena, pochylając się nad kuzynką. Gdy odchyliła rękę siostry, okazało się, że Wasiewska nie kłamie.
-Wstawaj, sieroto!-jednocześnie odezwały się Basaj i Ogrodniczek, wyciągając do niej ręce. Pomogły jej wstać, lecz dziewczyna zachwiała się, i upadłaby, gdyby nie ramiona Gawryły, które podtrzymały ją w pionie.
-Winiar, masz w samochodzie apteczkę?-spytał środkowy, prowadząc dziewczynę w stronę samochodu.
-Na półce za tylnym siedzeniem!
-Dzięki!-odparł, sadzając rudowłosą na siedzeniu kierowcy.-No, mistrzu, zaraz coś poradzimy…-wyjął apteczkę i znalazł w niej opatrunek.-Pokaż się.-poprosił, odwracając jej głowę przodem do światła.-małe rozcięcie, będziesz żyć.-stwierdził, przecierając brew Blanki gazikiem nasączonym wodą utlenioną. Dziewczyna syknęła.-przepraszam.-szepnął, dmuchając delikatnie na jej rozciętą brew.-Ale serio, jakim cudem nie zauważyłaś tej piłki?
-Ja… nigdy nie byłam dobra w siatkę… z resztą, jak w większości gier zespołowych.-stwierdziła Ruda, wzruszając ramionami.
-Hmmm… wymyślę jakiś sposób, żeby Cię tego nauczyć.-zadeklarował, zaklejając plasterkiem brew Wasiewskiej.-To co, może siądziemy gdzieś z boku?
-Nie chcesz grać z nimi?-spytała zdziwiona Blanka, ruszając w stronę stołu.
-Przecież, jak teraz dojdę, to nie będzie po równo. Poza tym, dadzą sobie radę beze mnie. Zuzka gra jak zawodowiec, to szanse się wyrównają… napijesz się czegoś?
-Podaj mi tego pomarańczowego Tymbarka.-poprosiła, siadając na ławce obok wciąż rozgrzanego grilla.
-OK. to teraz powiedz mi o sobie coś, czego nie wiem.-zażądał siatkarz, siadając obok dziewczyny.
-A… co już wiesz?
-Pracujesz w drogówce, kiepsko grasz w siatkę, mimo że ją lubisz, poza tym wiem, że masz dwie kuzynki i poczucie humoru.
-Mam trochę więcej kuzynów niż Ci się wydaje, a poza tym, wszystko się zgadza. No więc, jestem z Małej Wsi pod Krakowem.
-A skąd dokładnie?
-Z Małej Wsi. Taka nazwa.-jęknęła dziewczyna, znudzona tłumaczeniem tej zawiłości każdemu nowemu znajomemu.-Uwaga, teraz się skup, bo to też trudne do ogarnięcia… jestem dokładnie dzień starsza od jednego z twoich kolegów, siatkarzy. Nie zdradzę ci którego.
-Nie wiem… Szczurek?
-Dzięki. Tak młodo wyglądam?
-Starszy? Hmm…Drzyzga?
-Znowu pudło.-odparła Ruda, z zainteresowaniem przyglądając się swoim paznokciom.
-Jaka pozycja? Gdzie gra? Ej, no weź pomóż!-jęknął Bartek kilka minut później. Z głębi działki wciąż dobiegały odgłosy odbijanej piłki. Słońce dawno wzeszło, gdy ostatni z gości położyli się spać…


sobota, 26 lipca 2014

Rozdział 2

-Oj, chyba się komuś bardzo spieszy. 123 przy ograniczeniu do 70… Blanka, zdejmij go.
-Cholera, Marek… akurat jak kończymy służbę?-jęknęła rudowłosa wysiadając z radiowozu stojącego przed zatrzymanym BMW.
-Sierżant Blanka Wasiewska, wydział ruchu drogowego, komenda wojewódzka policji, kontrola prędkości-przedstawiła się kierowcy i, ze zniecierpliwieniem zerkając na zegarek, dodała.-Proszę wyłączyć silnik oraz przygotować prawo jazdy, dowód rejestracyjny, polisę OC. Wie pan, dlaczego pana zatrzymałam?
-Yy… bo... jestem przystojny, a pani samotna?-zapytał kierowca, szczerząc się do Blanki.
-Jechał pan 123km/h przy ograniczeniu do 70. A te żarty proszę sobie darować. Nie jestem w nastroju, bo przez pana skończę służbę pół godziny później.
-To nie ja was zatrzymałem, lecz odwrotnie.
-Bardzo zabawne. Przekroczył pan maksymalną dozwoloną prędkość o ponad 50km/h. To oznacza mandat w wysokości 500zł i 10 punktów karnych. Przyjmuje pan mandat?
-Wygląda na to, że nie mam wyjścia. Przyjmuję.
-W takim razie, poproszę tutaj czytelnie imię i nazwisko.-rudowłosa wskazała mu odpowiednie miejsce.-Mandat płatny przez siedem dni.
-A… jest tu gdzieś numer?
-Dziewięćset dziewięćdziesiąt siedem, z komórki sto dwanaście.-odparła policjantka, chowając długopis do kieszeni.
-Miałem na myśli numer do pani sierżant.
-Było tak od razu… siedem cztery pięć, trzy dziewięć sześć.
-Sześć… a dalej?-spytał kierowca.
-To tyle. Numer pan chciał.-zaśmiała się, pokazując legitymację wyjętą z kieszeni.-Przepraszam, partner się niecierpliwi.-dodała dziewczyna ruszając w stronę radiowozu. Nie zdążyła zrobić dwóch kroków, gdy rozdzwonił się jej telefon.-Halo? Lena, nie bardzo mogę rozmawiać, jestem jeszcze na służbie.
-Dobra, tylko chwilka. Właśnie dzwoniła do mnie Iśka, nie może mnie zmienić, Tomek zachorował. Nie wiem, kiedy uda mi się stąd wyrwać.
-To co z tym grillem? Przyjdziesz?
-Nie wiem, o której kierowniczka przyjedzie… nie mogę zamknąć bez niej. Zaraz będzie, że jej jakąś książkę zwinęłam bez płacenia, wiesz, jaka jest.
-Gorsza niż mój naczelnik. Ej, a trafisz, jakby co?
-Jasne. Dawno tam nie byłam, ale pamięć mam niezłą.
-To OK. papa.-zakończyła połączenie
-Yy… przepraszam, oddała mi pani tylko dowód rejestracyjny, a prawa jazdy nie.-odezwał się za plecami sierżant Wasiewskiej zatrzymany brunet.
-Rzeczywiście… Strasznie przepraszam. Ale to pańska wina. Pan mnie zagadywał.-Do widzenia, życzę spokojniejszej jazdy.
-Dziękuję, do następnego spotkania.-odparł i odjechał, żegnając kobietę szerokim uśmiechem.-Gawryszewski, kto by pomyślał, że z ciebie taki podrywacz?-zaśmiała się sama do siebie, kręcąc z poirytowaniem głową i powtarzając sobie w myślach całą rozmowę z zatrzymanym siatkarzem.
                -Blanka… co tak długo? Mecz się zaraz zacznie, no…-jęknął Marek, gdy rudowłosa wsiadła do samochodu.
-Błagam cię… nawet nic nie mów. Zaraz się spóźnię na własnego grilla… Wiesz, kogo zatrzymaliśmy? Bartka  Gawryszewskiego.
-I może mi powiesz, że nie wzięłaś dla mnie autografu?
-No, ej! Dopiero się wściekałeś, że tak długo go spisywałam…
-Dobra, jakoś przeżyję. Ty, a co ci zajęło tyle czasu?-spytał policjant, zjeżdżając na parking pod komendą.
-Próbował mnie poderwać… naiwniak…-skwitowała, wysiadając z wozu. Niemal biegiem pokonała schody do budynku, potem jeszcze szybciej zbiegła do szatni.-Kurwa, i nie zdążę do Dominika…-warknęła, zerkając na zegarek. Wyjęła komórkę i wybrała numer przyjaciółki.-Dorcia… błagam, powiedz, że masz jakieś płyty z muzyką, bo nie zdążę już pójść do Dominika…
-A co? Wanna cię nie chciała wypuścić?-zaśmiała się dziewczyna po drugiej stronie.
-Daruj… przez jakiegoś kretyna dopiero wychodzę z komendy. To masz te płyty, czy nie?
-Poszukam, ale nie wiem, czy coś znajdę.
-Dobra, dzięki. Ratujesz moja imprezę… dobra, tu do zobaczenia. Papa.-rozłączyła się i podeszła do swojego samochodu.
-Przepraszam, to jak będzie z tym numerem?!-krzyknął ktoś za jej plecami.
-To znowu pan?-jęknęła Wasiewska, odwracając się przodem do Gawryszewskiego.
-No… nie dostałem numeru.-odparł, szczerząc się do rudowłosej.-I chciałem zapłacić mandat. Da mi pani sierżant numer? Albo chociaż zaproszenie na grilla? Załatwię muzykę.
-To babska impreza.
-To wezmę kilku kumpli. Tylko muszę wiedzieć gdzie i o której mamy być.-dziewczyna wyjęła notes z torebki.
-Umówmy się tak. Pan się tu podpisze, a ja podam panu adres.-odezwała się, podstawiając brunetowi zeszyt pod nos.
-Co? Drugi mandat? Za co tym razem?
-Za dziesiąte miejsce LOTOSU w ostatnim sezonie.-odparła ruda, wyraźnie zniecierpliwiona.
-Nie wiedziałem, że mamy takie piękne kibicki… postaralibyśmy się bardziej.-odparł, podpisując się zamaszyście na kartce.

-Dziękuję.-Blanka wsiadła do samochodu i przejeżdżając obok BMW zaskoczonego siatkarza, rzuciła.-Na skrzyżowaniu kruczej z nowotną dziś o osiemnastej.
-Ale tam nic nie ma.
-No właśnie!-zaśmiała się dziewczyna wyjeżdżając z parkingu…

poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 1

-Piotruś, nie ciągnij Justynki za włosy! Franek, oddaj Pawełkowi ten samochodzik!-Zuzanna próbowała uspokoić rozszalałą gromadę dzieci biegających po parku wokół domu dziecka, w którym pracowała.
-Ale plose pani, je tez go chcem!-bronił się sześciolatek, chowając zabawkę z plecami.
-To może pobawicie się nim razem? A może weźmiesz sobie inny? Spójrz, ten jest taki sam.-opiekunka próbowała załagodzić spór.
-Ale tamten jest zepsuty!-krzyknął chłopczyk, zakładając wątłe ramionka na klatce piersiowej.
-Franek, jesteś starszy. Zostaw Pawełkowi ten samochodzik, a potem poszukamy ci innej zabawki.
-Nooo, dooobla.-jęknął, oddając samochód młodszemu koledze. Ścisnął dłoń Zuzi i ruszył za nią przez plac. Odwracając się wytknął język w stronę pogrążonego w zabawie Pawełka.
-Może pograsz z nimi w piłkę?-zaproponowała Zuza wskazując na grupkę roześmianych siedmiolatków biegających między bramkami.
-Nie, oni mnie nie lubią. Mówiom, ze jestem za mały i ze nie umiem glać w piłke. A ja pseciez umiem!-krzyknął oburzony malec.
-Idź, idź. Jak nie będą chcieli z tobą grać, to powiedz im, że zabiorę im piłką i nie dostaną deseru.
-Dziękuje!-ucieszył się chłopiec, biegnąc w stronę prowizorycznego boiska.
-Co się dzisiaj z nimi dzieje?!-zapytała dyrektorkę ośrodka, obserwującej dziewczynki skaczące na skakance. Ta w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami.
-Pani Zuziu, pani Zuziu!-w stronę blondynki biegła rudowłosa dziewczynka, ciągnąc za sobą lalkę.
-Zosiu, a gdzie twoja lalka ma głowę?-zaśmiała się Ogrodniczek, przykucając obok siedmiolatki.
-Bo… Amanda bawiła się psy… psy płocie i… i jej głowa wypadła na… na dlugą stlonę!-krzyknęła zaaferowana dziewczynka.
-No to chyba musimy iść na drugą stronę, żeby znaleźć głowę Amandy.-stwierdziła Zuzia, biorąc dziewczynkę za rękę. Ruszyły w stronę furtki, lecz na ich drodze stanęło nagle kilkunastu wyrośniętych mężczyzn. Najniższy z nich ściskał w dłoni małą szmacianą kulkę.
-To chyba twoje.-zwrócił się do rudowłosej dziewczynki dzierżącej w rączkach bezgłową lalkę.
-Tak, do głowa Amandy. Dziękuję panu. Ale pan jest duuuuuużyyyyy....-stwierdziła dziewczynka, patrząc wielkimi oczami na mężczyznę.
-I tak jestem najniższy.-zaśmiał się chłopak.-powiesz mi, jak masz na imię?
-Ja jestem Zosia, a to Amanda, moja lalka.
-Ja jestem Przemek. A twoja lalka jest śliczna. Ale może przyszyjemy jej głowę? Na pewno się ucieszy.-zaproponował brunet, zabierając lalkę z rąk dziewczynki.
-Przepraszam, ale co panowie tutaj robicie?-wtrąciła się blondynka.
-My jesteśmy... Wolontariuszami-odparł niebieskooki szatyn, wychylając się zza rosnącego przy chodniku klonu.
-Nic o tym nie wiem. No, ale pani dyrektor rzadko informuje nas o swoich planach. No cóż, dziękujemy za pomoc. Pani Maria jest z tyłu razem z dziećmi.
-A powie nam pani może, gdzie znajdziemy igłę i nitkę?-spytał Przemek, podnosząc obie części lalki do góry.
-Igła jest w Rzeszowie!-krzyknął ktoś z tyłu. Cała grupka wybuchła śmiechem.
-Nie zrozumiałam żartu.-skwitowała Zuza.
-Igła to nasz kolega. Taki pseudonim.-wytłumaczył wyszczerzony brunet.
-Ooookej. To może poszukamy igły... i nitki oczywiście.-zaśmiała się blondynka.
-Proszę pani... Czy mogę wyjść na zewnątrz?-zapytał przechodzącą korytarzem Zuzię pięcioletni Karolek siedzący samotnie w świetlicy.
-Wiesz, przecież, że nie możesz jeszcze wychodzić, twoja noga musi się zrosnąć.-tłumaczyła Zuzia, pochylając się nad unieruchomionym gipsem malcem.
-Ale tam jest Michał Winiarski! Muszę się z nim zobaczyć! Prooszę.-buntował się chłopczyk, wskazując na jednego z mężczyzn pogrążonych w rozmowie z dyrektorką. Kilku z nich biegało już wśród rozradowanych dzieci. -Obiecuję, że się z nim spotkasz-zapewniła opiekunka, dostrzegając łzy w oczach Karolka. Zostawiła chłopca ruszając na tyły ośrodka i, zatrzymując się zaraz za rogiem wrzasnęła.-Który z was to Michał Winiarski?!-mężczyźni odwrócili się, słysząc jej krzyk i chwilę później z grupy wyłonił się blisko dwumetrowy brunet o nieziemsko niebieskich oczach.
-To ja, coś się stało?-zapytał, czarując dziewczynę uśmiechem.
-Yy... W świetlicy jest pewien wspaniały chłopczyk. Chce się z panem zobaczyć, bo...
-Mów mi po imieniu. Michał, ale to już wiesz.-stwierdził, wyciągając rękę.
-Zuzia. Więc, Karolek złamał nogę i teraz siedzi w środku zupełnie sam. Obiecałam mu, że spotka się z pan.... z tobą-zreflektowała się.
-Więc chodźmy.-stwierdził mężczyzna, biorąc do ręki torbę.
-To naprawdę pan!-krzyknął chłopczyk, niemal zrywając się z fotelika na którym siedział.
-Cześć mały. Jak masz na imię?-zapytał Winiarski, zbliżając się do blondynka.
-Karol. Oglądam każdy pana mecz w reprezentacji. Jest pan najlepszy!-ekscytował się pięciolatek.
-I największy-wtrąciła wspaniałomyślnie dziewczyna.
-Nieprawda!-krzyknął malec.-ten pan z brodą jest wyższy. Prawda? Marcin Możdż... Ma strasznie trudne nazwisko.-zirytował sią pięciolatek.
-Widzę, że z ciebie mały ekspert. A kogo jeszcze znasz?-pochwalił go Michał.
-Wszystkich!-krzyknął podekscytowany.-pana Igłę, Kurka, Piotrka, Łukasza, no, wszystkich! Ale pana lubię najbardziej! I kiedyś też będę tak jak pan grał w siatkówkę i też będę przyjmującym!
-A byłeś kiedyś na moim meczu?
-Nie byłem. Ale kiedyś pojadę! I sam też będę w reprezentacji!
-Na pewno przyjadę ci kibicować.-zapewnił siatkarz, czochrając włoski Karolka.
-Naprawdę? Ale suuuuper!

-Mógłbym zabrać go kiedyś na mecz ze sobą?-spytał przyjmujący gdy wieczorem pożegnał się z chłopcem w jego małym pokoiku.
-Oczywiście. To znaczy... Musiałby z wami jechać ktoś z opiekunów. Chyba, że zostałby pan jego zastępczym rodzicem.
-Wątpię, by było to możliwe. Dużo pracuję. Nigdy nie ma mnie w domu. Ale to naprawdę wspaniały dzieciak, i chciałbym sprawić mu trochę radości.
-Ej, Winiar, ja wiem, że opiekunki tutaj są naprawdę ładne, ale wszyscy już czekają.-przerwał im rudowłosy chłopak.-a ta w ogóle, to jestem Kuba.-przedstawił się.
-Zuzia. Miło mi. I... Nie zatrzymuję. Do zobaczenia... Kiedyś tam.-gdy siatkarze odeszli, dziewczyna zajrzała jeszcze do pokoiku Karolka i uśmiechnęła się widząc go przytulonego do otrzymanej od największego idola żółto-niebieskiej piłki.