poniedziałek, 30 czerwca 2014

Rozdział 1

-Piotruś, nie ciągnij Justynki za włosy! Franek, oddaj Pawełkowi ten samochodzik!-Zuzanna próbowała uspokoić rozszalałą gromadę dzieci biegających po parku wokół domu dziecka, w którym pracowała.
-Ale plose pani, je tez go chcem!-bronił się sześciolatek, chowając zabawkę z plecami.
-To może pobawicie się nim razem? A może weźmiesz sobie inny? Spójrz, ten jest taki sam.-opiekunka próbowała załagodzić spór.
-Ale tamten jest zepsuty!-krzyknął chłopczyk, zakładając wątłe ramionka na klatce piersiowej.
-Franek, jesteś starszy. Zostaw Pawełkowi ten samochodzik, a potem poszukamy ci innej zabawki.
-Nooo, dooobla.-jęknął, oddając samochód młodszemu koledze. Ścisnął dłoń Zuzi i ruszył za nią przez plac. Odwracając się wytknął język w stronę pogrążonego w zabawie Pawełka.
-Może pograsz z nimi w piłkę?-zaproponowała Zuza wskazując na grupkę roześmianych siedmiolatków biegających między bramkami.
-Nie, oni mnie nie lubią. Mówiom, ze jestem za mały i ze nie umiem glać w piłke. A ja pseciez umiem!-krzyknął oburzony malec.
-Idź, idź. Jak nie będą chcieli z tobą grać, to powiedz im, że zabiorę im piłką i nie dostaną deseru.
-Dziękuje!-ucieszył się chłopiec, biegnąc w stronę prowizorycznego boiska.
-Co się dzisiaj z nimi dzieje?!-zapytała dyrektorkę ośrodka, obserwującej dziewczynki skaczące na skakance. Ta w odpowiedzi tylko wzruszyła ramionami.
-Pani Zuziu, pani Zuziu!-w stronę blondynki biegła rudowłosa dziewczynka, ciągnąc za sobą lalkę.
-Zosiu, a gdzie twoja lalka ma głowę?-zaśmiała się Ogrodniczek, przykucając obok siedmiolatki.
-Bo… Amanda bawiła się psy… psy płocie i… i jej głowa wypadła na… na dlugą stlonę!-krzyknęła zaaferowana dziewczynka.
-No to chyba musimy iść na drugą stronę, żeby znaleźć głowę Amandy.-stwierdziła Zuzia, biorąc dziewczynkę za rękę. Ruszyły w stronę furtki, lecz na ich drodze stanęło nagle kilkunastu wyrośniętych mężczyzn. Najniższy z nich ściskał w dłoni małą szmacianą kulkę.
-To chyba twoje.-zwrócił się do rudowłosej dziewczynki dzierżącej w rączkach bezgłową lalkę.
-Tak, do głowa Amandy. Dziękuję panu. Ale pan jest duuuuuużyyyyy....-stwierdziła dziewczynka, patrząc wielkimi oczami na mężczyznę.
-I tak jestem najniższy.-zaśmiał się chłopak.-powiesz mi, jak masz na imię?
-Ja jestem Zosia, a to Amanda, moja lalka.
-Ja jestem Przemek. A twoja lalka jest śliczna. Ale może przyszyjemy jej głowę? Na pewno się ucieszy.-zaproponował brunet, zabierając lalkę z rąk dziewczynki.
-Przepraszam, ale co panowie tutaj robicie?-wtrąciła się blondynka.
-My jesteśmy... Wolontariuszami-odparł niebieskooki szatyn, wychylając się zza rosnącego przy chodniku klonu.
-Nic o tym nie wiem. No, ale pani dyrektor rzadko informuje nas o swoich planach. No cóż, dziękujemy za pomoc. Pani Maria jest z tyłu razem z dziećmi.
-A powie nam pani może, gdzie znajdziemy igłę i nitkę?-spytał Przemek, podnosząc obie części lalki do góry.
-Igła jest w Rzeszowie!-krzyknął ktoś z tyłu. Cała grupka wybuchła śmiechem.
-Nie zrozumiałam żartu.-skwitowała Zuza.
-Igła to nasz kolega. Taki pseudonim.-wytłumaczył wyszczerzony brunet.
-Ooookej. To może poszukamy igły... i nitki oczywiście.-zaśmiała się blondynka.
-Proszę pani... Czy mogę wyjść na zewnątrz?-zapytał przechodzącą korytarzem Zuzię pięcioletni Karolek siedzący samotnie w świetlicy.
-Wiesz, przecież, że nie możesz jeszcze wychodzić, twoja noga musi się zrosnąć.-tłumaczyła Zuzia, pochylając się nad unieruchomionym gipsem malcem.
-Ale tam jest Michał Winiarski! Muszę się z nim zobaczyć! Prooszę.-buntował się chłopczyk, wskazując na jednego z mężczyzn pogrążonych w rozmowie z dyrektorką. Kilku z nich biegało już wśród rozradowanych dzieci. -Obiecuję, że się z nim spotkasz-zapewniła opiekunka, dostrzegając łzy w oczach Karolka. Zostawiła chłopca ruszając na tyły ośrodka i, zatrzymując się zaraz za rogiem wrzasnęła.-Który z was to Michał Winiarski?!-mężczyźni odwrócili się, słysząc jej krzyk i chwilę później z grupy wyłonił się blisko dwumetrowy brunet o nieziemsko niebieskich oczach.
-To ja, coś się stało?-zapytał, czarując dziewczynę uśmiechem.
-Yy... W świetlicy jest pewien wspaniały chłopczyk. Chce się z panem zobaczyć, bo...
-Mów mi po imieniu. Michał, ale to już wiesz.-stwierdził, wyciągając rękę.
-Zuzia. Więc, Karolek złamał nogę i teraz siedzi w środku zupełnie sam. Obiecałam mu, że spotka się z pan.... z tobą-zreflektowała się.
-Więc chodźmy.-stwierdził mężczyzna, biorąc do ręki torbę.
-To naprawdę pan!-krzyknął chłopczyk, niemal zrywając się z fotelika na którym siedział.
-Cześć mały. Jak masz na imię?-zapytał Winiarski, zbliżając się do blondynka.
-Karol. Oglądam każdy pana mecz w reprezentacji. Jest pan najlepszy!-ekscytował się pięciolatek.
-I największy-wtrąciła wspaniałomyślnie dziewczyna.
-Nieprawda!-krzyknął malec.-ten pan z brodą jest wyższy. Prawda? Marcin Możdż... Ma strasznie trudne nazwisko.-zirytował sią pięciolatek.
-Widzę, że z ciebie mały ekspert. A kogo jeszcze znasz?-pochwalił go Michał.
-Wszystkich!-krzyknął podekscytowany.-pana Igłę, Kurka, Piotrka, Łukasza, no, wszystkich! Ale pana lubię najbardziej! I kiedyś też będę tak jak pan grał w siatkówkę i też będę przyjmującym!
-A byłeś kiedyś na moim meczu?
-Nie byłem. Ale kiedyś pojadę! I sam też będę w reprezentacji!
-Na pewno przyjadę ci kibicować.-zapewnił siatkarz, czochrając włoski Karolka.
-Naprawdę? Ale suuuuper!

-Mógłbym zabrać go kiedyś na mecz ze sobą?-spytał przyjmujący gdy wieczorem pożegnał się z chłopcem w jego małym pokoiku.
-Oczywiście. To znaczy... Musiałby z wami jechać ktoś z opiekunów. Chyba, że zostałby pan jego zastępczym rodzicem.
-Wątpię, by było to możliwe. Dużo pracuję. Nigdy nie ma mnie w domu. Ale to naprawdę wspaniały dzieciak, i chciałbym sprawić mu trochę radości.
-Ej, Winiar, ja wiem, że opiekunki tutaj są naprawdę ładne, ale wszyscy już czekają.-przerwał im rudowłosy chłopak.-a ta w ogóle, to jestem Kuba.-przedstawił się.
-Zuzia. Miło mi. I... Nie zatrzymuję. Do zobaczenia... Kiedyś tam.-gdy siatkarze odeszli, dziewczyna zajrzała jeszcze do pokoiku Karolka i uśmiechnęła się widząc go przytulonego do otrzymanej od największego idola żółto-niebieskiej piłki.